Z dziejów Pułtuska
Co ks. Piotr Skarga SJ robił w Pułtusku?
Niemal każdy mieszkaniec Pułtuska, który choć trochę zna historię swej „Małej Ojczyzny” wie i z dumą głosi, że przebywał tu i pracował duszpastersko jezuita ks. Piotr Skarga. Fakt ten upamiętniają skutecznie tak nazwa ulicy, jak również patronat słynnego kaznodziei nad Liceum Ogólnokształcącym. Jeśli jednak zapytać mieszkańców kiedy dokładnie Skarga w Pułtusku przebywał i czym właściwie tu się zajmował, to chętnych do odpowiedzi jest już mniej. Spróbujmy więc niniejszym tekstem rozpropagować nieco wiedzę na ten ważki dla nas wszystkich temat. Nim jednak to uczynimy warto najpierw poczynić jedno niezwykle istotne zastrzeżenie. Otóż nie my pierwsi i nie my jedyni popełniamy w wypadku jezuitów zasadniczy błąd, zbyt głęboko utożsamiając działalność wybitnych jednostek Towarzystwa Jezusowego z lokalnymi społecznościami. Niewątpliwie dla zakonu Najważniejsze było dobro danego domu lub działającej przy nim szkoły. Przy zarządzaniu kadrami kierowano się głównie tymi potrzebami i nie lokalne społeczności, ale przełożeni zakonu wyznaczali zakres zadań i pełnione funkcje. Korzyść, jaką odnosiła lokalna społeczność z działalności były poboczne. Duża rotacja kadr sprawiała natomiast, że na przykład Skargą może się dziś szczycić nie tylko Pułtusk, ale Wilno, Dorpat, Ryga, Lwów, Kraków, Warszawa nie wspominając już o Gorliczynie. Wielkim błędem jest więc zawłaszczanie sobie Skargi i przekonanie, że z nadnarwiańskim grodem był on w jakiś szczególnie bliski sposób związany. Po prostu zgodnie z poleceniem władz zakonnych wypadło mu tu przez kilka lat pracować i tyle. A było to tak.
Ów, co warto podkreślić Mazowszanin, urodził się w Grójcu (1536 r.) i po skończeniu studiów w Akademii Krakowskiej rozpoczął dobrze zapowiadającą się karierę kościelną dochodząc do stanowiska kanclerza kapituły we Lwowie. W roku 1568 wyjechał do Rzymu, gdzie w roku następnym wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. W piotrowej stolicy uzupełniał studia teologiczne i pełnił obowiązki penitencjarza w Bazylice św. Piotra. W 1571 roku ukończył naukę i powrócił do Polski. Dobrze zapowiadającego się i będącego świeżo po solidnych studiach Skargę skierowano właśnie do Pułtuska. Była to wówczas dla jezuitów istotna placówka, pełniąca funkcję siedziby wiceprowincjała na Rzeczpospolitą. Tutejsze kolegium posiadało dość solidną bazę materialną i szybko się rozwijało. Niewątpliwie jednak jezuici traktowali ją przede wszystkim jako swoisty przyczółek, który należało umocnić i w oparciu o niego dalej rozprzestrzeniać zakon w ogromnym polsko-litewskim państwie.
Przyszły wielki kaznodzieja miał wówczas 37 lat. Jego ambicje sięgały jednak dużo dalej niż praca w kolegium położonym w niewielkim mieście, dlatego nie lubił Pułtuska, a umiejscowienie tu placówki uważał za niezbyt szczęśliwe. Kilkakrotnie Skarga wyrażał opinię, że Pułtusk jest za mały na to, by skutecznie i szeroko propagować idee głoszone przez jezuitów. Uważał, że lepiej nadają się do tego większe miasta. Nie podobał się też ks. Piotrowi tutejszy klimat. Nie tylko zresztą on zauważał, że budynek kolegium położony jest w niezdrowym miejscu (wówczas był on ulokowany na terenie dzisiejszego boiska Liceum). Usytuowanie gmachy nad samą wodą w cieniu Góry Abrahama sprawiało, że miejsce było wilgotne i słabiej nasłonecznione. Dodajmy, że świadomi tego faktu jezuici co roku swoim profesorom zalecali w wakacje wyjazd do pobliskich Kacic.
Jak by nie było Towarzystwo Jezusowe opiera się wszak na wzorowej dyscyplinie. Zatem Skarga, chcąc nie chcąc obowiązki w Pułtusku z pokorą przyjął i przystąpił do ich wykonywania. Przełożeni powierzyli mu je w dość szerokim zakresie. O tym, co dokładnie należało do zadań Piotra Skargi w pułtuskim kolegium dowiadujemy się z katalogu osobowego jezuitów za lata 1571-72. Był więc o. Piotr przede wszystkim konsultorem i admonitorem rektora kolegium. I tu oczywiście Czytelnikowi nie zgłębiającemu reguły Towarzystwa należy się krótkie wyjaśnienie. Otóż konsultora powołuje prowincjał. Do jego obowiązków należy doradzanie i ewentualne napominanie przełożonego, jednak nie ma on żadnej władzy decyzyjnej. Natomiast rolą admonitora jest upominanie przełożonego i przekazywanie mu uwag, co do jego osoby i sposobu rządzenia. W Towarzystwie Jezusowym każdy przełożony ma swojego admonitora, przy czym dla przełożonych miejscowych jest to urząd powoływany na mocy dyspozycji bezpośredniego przełożonego, dla którego admonitor jest powoływany: Powierzenie obu tych funkcji Skardze świadczy o wysokiej pozycji, jaką cieszył się on w pułtuskim domu Towarzystwa.
Oprócz tych zadań pełnił też Skarga funkcję głównego kaznodziei kościoła, czyli kolegiaty, z której wówczas kolegium korzystało. Nie ulega więc wątpliwości, że Piotr Skarga głosił swe słynne kazania także w pułtuskiej kolegiacie. Ponoć największym powodzeniem cieszyły się tu jego kazania wielkopostne. Był też Skarga wizytatorem szpitala i więzienia.
Tyle teorii. Życie mocno zweryfikowało realizację tych zadań i zapewne nie bez zabiegów samego Skargi, zredukowało jego pobyt w Pułtusku do minimum. Większość nominalnego pobytu w pułtuskim kolegium upłynęła mu bowiem na dość dalekich i długich wyjazdach. Kiedy w 1571 roku w Pułtusku wybuchła zaraza, Skarga wyjechał do Lwowa, następnie do Jarosławia i Warszawy, gdzie prawdopodobnie po śmierci króla Zygmunta II Augusta wygłaszał kazanie w dniu 1 maja 1572 roku. Stamtąd pod koniec maja pojechał do... Płocka, by pocieszać Annę Jagiellonkę po śmierci królewskiego brata. Wrócił więc do Pułtuska w drugiej połowie 1572 roku, by w marcu 1573 ostatecznie przenieść się do Wilna. W Pułtusku realnie przebywał więc tylko przez część 1571 roku oraz od jesieni, do wczesnej wiosny 1573. Jego pobyt w Pułtusku paradoksalnie nie odegrał w życiu i działalności autora „Kazań sejmowych” jakiejś szczególnej roli. Paradoksalnie, jednak z całej spuścizny pułtuskiego kolegium to właśnie pobytem Skargi pułtuszczanie chlubią się najbardziej, ale może ten właśnie paradoks skłoni do zgłębienia pułtuskich fragmentów biografii innych wybitnych jezuitów, jak choćby Jakub Wujek. Do czego szczerze Czytelników zachęcamy.
Radosław Lolo
tekst z Pułtuskiego Notatnika Kulturalnego, dodatku do Pułtuskiej Gazety Powiatowej
Napad na pułtuskie więzienie 25 listopada 1946 roku
Lata 1945-1947 traktowane były przez komunistów jako okres przygotowawczy przed całkowitym przejęciem władzy w Polsce. Decyzje podjęte podczas konferencji jałtańskiej w lutym 1945 roku przewidywały, że w możliwie najbliższym terminie zostaną w Polsce przeprowadzone powszechne, wolne i tajne wybory parlamentarne. Władze komunistyczne zdawały jednak sobie sprawę, że są jeszcze zbyt słabe, by zdecydować o ich wyniku, stąd też starały się za wszelką cenę odwlec termin ich przeprowadzenia. Ostrzeżeniem dla komunistów były rezultaty wyborów na Węgrzech w listopadzie 1945 roku, gdzie ponieśli oni sromotną porażkę. Zdecydowane zwycięstwo odniosła Niezależna Partia Drobnych Rolników, uzyskując 57% głosów. Zachodziło wielkie prawdopodobieństwo, że sytuacja może powtórzyć się w Polsce, a pierwszoplanową rolę po wyborach zacznie odgrywać Polskie Stronnictwo Ludowe, które tymczasem wyrastało na najważniejszą siłę zdolną do powstrzymania komunistów w marszu po absolutną władzę.
Po nieudanych próbach wciągnięcia PSL do koalicji na początku 1946 roku utrwalił się dwubiegunowy podział sceny politycznej: z jednej strony tzw. Blok Demokratyczny, w którego skład wchodziła Polska Partia Robotnicza, Polska Partia Socjalistyczna, Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne, z drugiej opozycyjne: PSL i Stronnictwo Pracy. Przez cały ten okres „władza ludowa” wzmacniała i rozbudowywała aparat bezpieczeństwa, prowadząc jednocześnie intensywne działania zmierzające do rozprawienia się z antykomunistycznym podziemiem i z opozycją, szczególnie z PSL. W dniu 30 maja 1946 roku zawieszono Zarząd Powiatowy PSL pod pretekstem ścisłej współpracy z Narodowymi Siłami Zbrojnymi. PPR wraz z Powiatowym Urzędem Bezpieczeństwa Publicznego utworzyła specjalną „grupę operacyjną”, która mordowała działaczy opozycyjnych, często próbując przy tym podszywać się pod organizacje podziemne. Np. jednej tylko nocy z 20 na 21 września 1946 roku skrytobójczo zamordowano kierownika szkoły w Przewodowie Józefa Świerczewskiego, a w Gnojnie żołnierza AK Jana Kwiatkowskiego z żoną Janiną oraz działacza PSL Stefana Wierzbickiego. Mordów tych dokonać miało czterech funkcjonariuszy UB z Pułtuska, jednak odpowiedzialność zrzucono na niepodległościowe podziemie.
Działalność komunistów spotykała się z kontrakcją organizacji niepodległościowych. Jednak najbardziej spektakularne akcje na terenie powiatu pułtuskiego przeprowadzali żołnierze sąsiedniego Obwodu WiN (Wolność i Niezawisłość) Ostrów Mazowiecka (kryptonim „Otylia”). Np. w lutym 1946 roku zlikwidowano starostę pułtuskiego Czesława Skocznia (w rzeczywistości zakonspirowanego aktywistę PPR w ruchu ludowym), a 8 maja tego roku oddziały „Mikołaja” i „Ponurego” dokonały pod Lubielem udanego napadu na grupę operacyjną PUBP, zabijając 13 funkcjonariuszy UB, MO i członków PPR.
Obwód ROAK Pułtusk (kryptonim „Maciejka") należał do jednych z najlepiej zorganizowanych na Mazowszu, jednak przyjął odrębną taktykę działania. Dowodzili nim kolejno: Wiktor Karłowicz („Kruk”, „Łata” – do września 1945 roku), Konstanty Kociszewski („Górka” – do lutego 1946 roku), Mieczysław Żebrowski („Kordian” – do lipca 1946 roku).
Dowództwo Obwodu ROAK Pułtusk przyjęło zasadę niepodejmowania większych działań zbrojnych. Ograniczano się do likwidacji bardziej gorliwych funkcjonariuszy UB i MO, części z nich udzielano upomnień, kilku ukarano chłostą. Rozbudowano za to sieć „wtyczek” w PUBP (5 osób) i MO (9 osób). Wystarczy powiedzieć, że do podziemia należał zastępca szefa PUBP Antoni Skura oraz kierownik ewidencji operacyjnej PUBP Zygmunt Dąbkowski, który przekazał podziemiu kartotekę agentów PUBP w Pułtusku. Dzięki temu pułtuska organizacja była doskonale poinformowana o działaniach organów bezpieczeństwa, które same z kolei uważały, że podziemie na terenie powiatu pułtuskiego jest zdezorganizowane i słabe.
Do „wsypy" doszło w lutym 1946 roku poprzez kontakty pułtuskiej ROAK ze środowiskiem byłych ludowców, które było dość dobrze rozpracowane przez UB. W jej efekcie aresztowano 43 mieszkańców powiatu, w tym 25 żołnierzy ROAK z dowódcą Obwodu Konstantym Kociszewskim na czele. Po kolejnej „wsypie”, tym razem na wyższym szczeblu dowodzenia (w Komendzie Inspektoratu „Mazowieckiego” ROAK) dokonano kolejnych aresztowań, w wyniku których Obwód „Maciejka” praktycznie przestał funkcjonować.
Najmniej ucierpiały struktury organizacyjne we wschodniej części powiatu i w oparciu o nie oraz o pomoc z Obwodu WiN Ostrów Mazowiecka „Otylia” rozpoczął budowę nowych struktur Zygmunt Dąbkowski („Orka”, „Krym”), który po zdemaskowaniu przeszedł do służby „w lesie”. Ostatecznie w połowie listopada 1946 roku pozostałości dawnego Obwodu ROAK „Maciejka” przekształciły się w Obwód WiN „Paulina” podporządkowany Białostockiemu Okręgowi Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość. Organizacja ta była nastawiona bardziej radykalnie od pułtuskiego ROAK i wkrótce przyniosło to swoje efekty. Nieszczęściem nowego Obwodu był fakt, że jego dowódcą mianowano Aleksandra Bohomolca („Olbrych”), który w rzeczywistości był głęboko zakonspirowanym agentem NKWD. „Olbrych” został jednak dowódcą Obwodu „Paulina” dopiero w końcu listopada i nie zdołał zapobiec jednej z najbardziej śmiałych akcji niepodległościowego podziemia.
Faktycznie w owym czasie Obwodem dowodził Zygmunt Dąbkowski, który za główny cel postawił sobie uwolnienie kolegów przetrzymywanych w pułtuskim więzieniu. Po przeprowadzeniu rozpoznania przygotował plan odbicia więźniów. Jednak siły Obwodu „Paulina” były zbyt nikłe, by samodzielnie można było zrealizować to przedsięwzięcie, dlatego też poprosił o pomoc prezesa Obwodu WiN Ostrów Mazowiecka Hieronima Piotrowskiego („Jur”), który do wykonania zadania przydzielił swój oddział osłonowy pod dowództwem Stanisława Łaneckiego („Przelotnego”), wzmocniony o patrol Stanisława Szumińskiego („Visa”) i oddział dyspozycyjny placówki WiN Łochów dowodzony przez Jana Rogalskiego („Guberskiego”). Miejscową grupą uderzeniową dowodził Zygmunt Godlewski {„Skowronek”). Siły te liczyły 39 żołnierzy. Prócz tego w akcji wzięło udział kilkudziesięciu ochotników z innych oddziałów operujących na terenie powiatu pułtuskiego i ciechanowskiego. W sumie jak ocenia Krzysztof Kacprzak, w akcji mogło wziąć udział około 100 żołnierzy podziemia. Dowództwo nad całością objął „Przelotny”.
W dniu 25 listopada 1946 roku w godzinach popołudniowych na rynek zajechały trzy samochody ciężarowe wypełnione wojskiem, co nie wzbudziło większego zainteresowania, gdyż często zatrzymywały się tu wojskowe transporty. Po zmroku partyzanci opuścili samochody i otoczyli siedziby PUBP i KP MO. Jednocześnie do miasta wjechało od strony Lipnik kilkanaście chłopskich furmanek z pozostałymi uczestnikami akcji. Około godziny 19.00 opanowano budynek poczty, rozbijając centralę telefoniczną i przerywając łączność. Grupy obstawiające PUBP i KP MO rozpoczęły ostrzał tych budynków, po czym prawdopodobnie wycofały się z centrum miasta, obsadzając jedynie dwa mosty na kanałku i broniąc w ten sposób siłom bezpieczeństwa przeprawy do zachodniej części Pułtuska, która była już w rękach partyzantów. Równocześnie z rozpoczęciem ostrzału wydzielony oddział zajął budynek, w którym mieszkali pracownicy służby więziennej, uprowadzając naczelnika Jana Dwornika. Zmuszono go do wydania rozkazu otwarcia bram więzienia, które zostało szybko opanowane. Naczelnik okazał znaczną pomoc przy uwalnianiu więźniów, prosił jedynie, aby go pobito i skrępowano, dając w ten sposób alibi przed organami bezpieczeństwa. Uwolniono około 65 więźniów politycznych (pospolitych kryminalistów pozostawiono w więzieniu). Przy okazji wykonano wyroki śmierci na trzech najbardziej znienawidzonych strażnikach więziennych: Edwardzie Dziubłowskim, Kazimierzu Kostuniu i Czesławie Brzezińskim. Zdobyto 3 rkm-y, 4 pp-sze, 21 kb i 64 granaty. W tym czasie inne oddziały partyzanckie skutecznie udaremniały próby sforsowania mostów na kanałku.
Zygmunt Dąbkowski meldował trzy dni po akcji: „UB z MO kilkakrotnie atakowało na te dwa mostki, lecz po otworzeniu ognia z naszej strony uciekali z powrotem w pośpiechu. Operacja była przeprowadzona świetnie i w należytym porządku. Powodem ofiar było w nieodpowiednim momencie ściągnięcie posterunków z mostków i ulic rozkazem śp. »Przelotnego«. Bo po ściągnięciu tych posterunków wszyscy w kupie chodzili przy więzieniu przez jakieś dwadzieścia minut. I UB miało czas przedostać się na tę część miasta, która była opanowana przez nas. A gdy już posterunek, który stał przy więzieniu od strony mostku zaobserwował, że podciąga UB, śp. »Przelotny« wydał rozkaz cofania i wystrzelił rakietę, która narobiła dużo popłochu we własnych szeregach, bo tylko najbliżsi wiedzieli z której strony została wystrzelona. I w popłochu wszystko zaczęło się cofać. Ja wycofywałem się za śp. »Przelotnym«, tylko po drugiej stronie ulicy. I w tym czasie wyskoczyło z ulicy czy z podwórka dwóch osobników. Śp. »Przelotny« zastrzelił pierwszego, a drugi jego śmiertelnie ranił, lecz i ten został zabity”. Stanisław Łanecki zmarł podczas odwrotu i został pochowany na cmentarzu w Długosiodle. Prócz niego zginął jeszcze jeden nieznany z imienia i nazwiska żołnierz o pseudonimie „Góra”. Ze strony organów bezpieczeństwa straty wyniosły 7 osób (trzech straconych strażników oraz polegli w walce: jeden milicjant i trzech ORMO-wców).
Partyzanci bez problemów opuścili miasto. Większość uwolnionych więźniów udała się na teren powiatu ostrowskiego, część do wsi Szyszki, a stamtąd przedostała się na teren powiatu ciechanowskiego. Komuniści byli tak zdezorientowani, że nie wiedzieli nawet, kto przeprowadził akcję, nie potrafili także ustalić kierunków odwrotu. Nic więc dziwnego, że pościg prowadzony na ślepo przez grupę operacyjną KBW nie przyniósł żadnych rezultatów. W okresie późniejszym komunistom udało się jedynie aresztować kilku uwolnionych więźniów, którzy powrócili do domu. Aresztowano także dwóch uczestników akcji: Kazimierza Rasińskiego i Antoniego Wiśniewskiego z Lipnik Starych, którzy 11 stycznia 1947 roku na wyjazdowej sesji w Pułtusku Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie zostali skazali na karę śmierci. Wyroki wykonano.
Odbicie więźniów z pułtuskiego więzienia było jedną z najbardziej spektakularnych akcji antykomunistycznego podziemia, która odbiła się szerokim echem w całym kraju i wywarła ogromne wrażenie na społeczeństwie. Mimo popełnionych błędów i będącej ich konsekwencją śmierci dowódcy, należy ją uznać za zakończoną pełnym sukcesem. Oprócz efektu propagandowego, zrealizowano główny cel, jakim było odbicie towarzyszy broni, zdobyto broń i bez problemów oderwano się od pościgu. Akcja nie zmieniła, co prawda, losów tej wojny – ale dzięki niej wielu więźniów politycznych uniknęło dalszych tortur, a być może i śmierci.
Krzysztof Wiśniewski
Tekst z Pułtuskiego Notatnika Kulturalnego, dodatku do Pułtuskiej Gazety Powiatowej
(Opracowano na podstawie: K. Kacprzak, AK – ROAK – WiN w powiecie pułtuskim (1945-1947), w: Pułtusk. Studia i materiały z dziejów miasta i regionu, t. VI, Pułtusk 2005, s. 301-321 oraz. K. Krajewski, Podziemie niepodległościowe w powiecie pułtuskim po 1944 roku, w: Powiat Pułtusk w pierwszej dekadzie rządów komunistycznych, Warszawa 2008, s. 15-113).